Do niedawna tylko nieliczni poznaniacy wiedzieli o tym, że na Dziedzińcu Różanym znajduje się fontanna z ośmioma lwami. Zaprojektowana została przez profesora Ignatiusa Taschnera przed ponad stuleciem i od tego czasu zdobi podwórzec Zamku cesarskiego. Pamiętał o niej Jerzy Grupiński, który – w wierszu „Piosenka o Zamku” – wyrażał nadzieję, że pomogą one poznaniakom w zaakceptowaniu, a wręcz pokochaniu pruskiego zamku:
Ach wreszcie czas (bis)
Pokochać i cesarski Zamek
– osiem umiłowanych lwów Wilhelma o
suchych pyskach odrobionych w najlepszym cemencie
pod fontanną na romańską modłę
– króla Dawida
który w kapitelu poprawia pukle
i gra na harfie dla podpierających
autobusowy przystanek […]
„Osiem umiłowanych lwów Wilhelma” podtrzymuje misę fontanny znajdującej się na Dziedzińcu Różanym i nie znalazły się tam przez przypadek. Poznańska rezydencja cesarza niemieckiego była ostatnim w Europie zamkiem zbudowanym dla panującego monarchy, a poszczególne elementy jej wystroju nawiązywały do starszych budowli tego typu, tworząc eklektyczną całość sławiącą niemiecką potęgę. Kaplica zamkowa wzorowana była na Capella Palatina w Palermo, kamienne portale nad oknami nawiązywały do zamku w Goslar, cesarski tron był zaś kopią tronu indyjskiego maharadży. Fontanna natomiast wzorowana była na słynnej mauretańskiej fontannie z Patio de los Leones (Podwórza Lwów) w pałacu Alhambra w Grenadzie, która powstała w połowie XIII wieku.
Poznańska Fontanna Lwów jest niezwykle rzadkim przykładem wprowadzenia importów mauretańskich do architektury Europy Środkowej. W andaluzyjskim oryginale kamienna misa wodotrysku spoczywa na grzbietach 12 lwów. W Poznaniu lwów jest, co prawda, tylko osiem, ale za to dodana została dodatkowa czasza wsparta na zdobnych arabeskami kolumnach, z której woda spływa do dolnej misy. Moim zdaniem dzięki teFu poznańska fontanna jest znacznie atrakcyjniejsza od tej sławniejszej z Alhambry.
W czasie I wojny światowej w Zamku cesarskim znajdował się sztab armii niemieckiej, a cesarz Wilhelm II ostatni raz gościł w nim w maju 1915 roku. Wizytował wówczas front wschodni i naradzał się z feldmarszałkiem Paulem Hindenburgiem (nota bene urodzonym w kamienicy przy ul. Podgórnej w Poznaniu). Cesarzowa Augusta Wiktoria sfotografowała ich podczas pogawędki na Dziedzińcu Różanym, w którego narożu znajdowała się fontanna lwów. Zdjęcie rozpowszechnione zostało później w postaci karty pocztowej, a dochody z jej sprzedaży wspierały fundusz wojenny.
Lwy były niemymi świadkami tego, jak w okresie II Rzeczpospolitej Zamek stał się rezydencją Prezydenta Polski oraz służył uniwersytetowi poznańskiemu. Nie zmieniły swej pozycji, gdy podczas okupacji przebudowany był na rezydencję Adolfa Hitlera, a jego rezydentem był namiestnik Kraju Warty Arthur Greiser. Z kamiennym spokojem patrzyły na zamkowe mury, w których po wojnie mieścił się Nowy Ratusz, siedziba władz miejskich. Nie zmieniły pozycji, gdy w Zamku utworzono miejskie centrum kultury nazywane pałacem młodzieży, w którym zajęcia z poezji prowadził Jerzy Grupiński. Widok miały zresztą coraz gorszy i same były coraz mniej widoczne, bo dawny Dziedziniec Różany popadał w zapomnienie, był zaniedbany i zarastał chaszczami. Przestał być atrakcyjnym miejscem, nikt nie pamiętał, że kiedykolwiek rosły tam róże, bo na miejscu klombów postawiono garaże dla autobusów. Jeszcze w 1995 roku Janisław Osięgłowski tak opisywał fontannę i jej otoczenie:
Jedną z najmniej znanych jest Fontanna Lwów. Usytuowana jest ona na dziedzińcu Zamku, przy bramie od ulicy Kościuszki. Portier i szlaban nie zachęcają przechodniów do zaglądania na ten ciekawy, choć zaniedbany fragment Zamku, znają go natomiast czytelnicy znajdującej się tam Biblioteki Ekologicznej.
Sytuacja zmieniła się dopiero na początku XXI wieku, kiedy rozpoczęła się rewitalizacja Zamku i jego otoczenia, a do świadomości poznaniaków powróciła masztalarnia, Dziedziniec Różany oraz Fontanna Lwów.
Poeta Jerzy Grupiński – w wierszu przytoczonym na początku tego artykułu – zwracał uwagę na suche pyski lwów. Nie wspomniał jednak o tym, że jeden z nich ma wyciągnięty język. Przepytywani na tę okoliczność specjaliści nie potrafili tego wyjaśnić, a często nawet nie mieli świadomości takiego defektu. Legenda miejska przypisuje to złośliwości polskiego kamieniarza, który wykuł język lwu odwróconemu tyłem do zamkowych okien i dlatego umknęło to uwadze niemieckich zleceniodawców. Poważni przewodnicy miejscy z kolei wyjaśniają tę sytuacje faktem, że lew ten patrzy w kierunku północnym, a jego charakterystyczny, wysunięty język pozwala zorientować się w kierunkach świata.
Trudno dać wiarę, że przed stu laty ktoś mógłby zagubić się na dziedzińcu pomiędzy Zamkiem a zamkową masztalarnią i dlatego rzeźbiono specjalne „wskazówki” z kierunkami świata. Dziś jednak – gdy dookoła roi się od atrakcyjnych, długo otwartych knajpek, a na Dziedzińcu Różanym odbywają się czasem do późnej nocy imprezy artystyczne – niejednemu gościowi lew z wyciągniętym językiem może niezwykle pomóc w… zorientowaniu się w kierunkach świata, a i woda z fontanny może się bardzo przydać.
Paweł Cieliczko
Bibliografia:
Paweł Cieliczko, Fontann Lwów [w:] Poznański przewodnik literacki, Poznań 2013, s. 93.
Karolina Koziołek, Lwy kropla w kroplę [w:] Tylko tu – Poznań, dodatek do „Głosu Wielkopolskiego”, Poznań 29.06.2011, s. 14.
Włodzimierz Łęcki, Piotr Maluśkiewicz, Poznań od A do Z, Poznań 1986, s. 38.
Włodzimierz Łęcki, Poznań – przewodnik po zabytkach i osobliwościach miasta dla przybyszów z dalszych i bliższych stron, Poznań 2010, s. 162.
Janisław Osięgłowski, W dawnym Poznaniu, Gniezno-Poznań 1995, s. 109-110.
Zenon Pałat, Architektura a polityka. Gloryfikacja Prus i niemieckiej misji cywilizacyjnej w Poznaniu na początku XX wieku, Poznań 2011, s. 113.
Janusz Pazder, Zamek cesarski, Poznań 2010, s. 28.
Poznań – przewodnik po zabytkach i historii, Poznań 2003, s. 215.