Opowiadając o pomnikach upadłych, które wzniesione zostały w Poznaniu pod pruskim zaborem, wspomnieć muszę także o tym, który jako ostatni pojawił się w centralnym punkcie naszego miasta.
Był nim pomnik „Żelaznego Obrońcy”, którego uroczysta inauguracja odbyła się w niedzielę, 1 sierpnia 1915 roku, na terenie Ogrodu Zoologicznego. Dwa tygodnie później przeniesiony został na Plac Wolności, zwanym wówczas Wilhelmplatzem.
Odsłonięcie pomnika
Pretekstem do odsłonięcie tego niezwykłego pomnika były okoliczności związane z ówczesną sytuacją polityczną i militarną. Mijał właśnie rok od dnia – 1 sierpnia 1914 roku, – kiedy to kaiserowskie Niemcy przyłączyły się do I wojny światowej, nazywanej wówczas Wielką Wojną. Cesarska armia odnosiła kolejne sukcesy, a front wschodni był już kilkaset kilometrów od wschodnich granic państwa niemieckiego. O sukcesie zdecydowało zwycięstwo odniesione przez feldmarszałka Paula von Hindenburga pod Tannenbergiem, które przedstawiane było jako rewanż za grunwaldzką klęskę w 1410 roku. Zwycięska kampania sprawiła, że mianowany został naczelnym dowódcą frontu, a nazywano go „oswobodzicielem Wschodu”. W niemieckim Poznaniu, gdzie się urodził, wielbiono go szczególnie, uważając za najwybitniejszego poznańczyka w dziejach.
Tocząca się wojna sprawiała, że w prasie codziennie pojawiały się nekrologi, a częściej listy poległych żołnierzy, zajmujące całe szpalty gazet. Nie studziło to jednak entuzjazmu i zapału wojennego niemieckich poddanych Wilhelma II, zwłaszcza tych, którzy sami nie musieli walczyć w okopach. Statecznych mieszczan uwiodła propaganda, wieszcząca kolejne sukcesy militarne, których zwieńczeniem będzie stworzenie potężnego, niemieckiego imperium. Ambitny plan wiązał się z ogromnymi wydatkami zarówno państwa, jak i obywateli, których zachęcano do czynnego wspomagania wysiłku militarnego i wspomagania bohaterów, którzy stracili zdrowie walcząc dla Vaterlandu.
Poznańskie uroczystości związane z pierwszą rocznicą przystąpienia Niemiec do wojny, odbywały się 1 sierpnia 1915 roku. W ogromnej sali restauracyjnej oraz na przylegających terenach miejskiego Ogrodu Zoologicznego na Jeżycach, zebrało się ponad 20.000 niemieckich patriotów, których powitano około godziny 18.30 koncertem wojskowych orkiestr dętych. Po jego zakończeniu zebrani wysłuchali okolicznościowego przemówienia dr Theodora Krausbauera, inspektora szkolnego Okręgu Poznańskiego, a potem deklamacji nauczyciela Karla Petricha, który recytował wiersz napisany przez Georga Kieslera specjalnie na tę okazję.
Wreszcie głos zabrał nadprezydent Prowincji Poznańskiej Johann von Eisenhart-Rothe, który zaprezentował zebranym bohatera dnia – pomnik Żelaznego Obrońcy. Akt inauguracji przebiegał jednak zupełnie wyjątkowo. Nie było tradycyjnego wkopania kamienia węgielnego, ani też przecięcia wstęgi, ale… wbicie pierwszego gwoździa. Figura żelaznego obrońcy wykonana była bowiem ze… świerkowego drewna, a dopiero poprzez powbijanie w nią tysięcy gwoździ stać się miała pomnikiem twardym jak stal. Pompatycznie pisał o tym dziennikarz niemieckiego Posener Tageblatt:
Każdy gwóźdź wbity dla dopełnienia spiżowego rynsztunku Żelaznego Obrońcy oznacza bicie pulsu w duszy naszego niezwyciężonego, twardo walczącego narodu niemieckiego.
Dla czytanego przez polskich mieszkańców miasta „Dziennika Poznańskiego” impreza zasługiwała jedynie na lakoniczną, sarkastyczną wzmiankę –
W ogrodzie zoologicznym obchodzono rocznicę obecnej wojny. Przed wbijaniem gwoździ do wyrzeźbionego z drzewa wojaka wygłosił mowę niejaki radca szkolny dr Krausbauer.
Żelazny Obrońca
Sam bohater uroczystości – Żelazny Obrońca – stał wyprostowany na niewielkim postumencie. Był to żołnierz w mundurze polowym wojsk obrony kraju (Landwehr), w prostej bluzie, przepasanej pasem i ładownicą, na której klapie wisiał Żelazny Krzyż – order przyznawany za odwagę i poświęcenie dla Ojczyzny. Sylwetka żołnierza była dość krepa, opierała się pewnie na mocnych nogach, z których prawa była lekko ugięta w kolanie i odstawiona na bok. Z porośniętej gęstą brodą twarzy, patrzyły na wprost szczere, szeroko otwarte oczy, pomiędzy którymi znajdował się prosty nos. Żołnierz był prostym człowiekiem, wywodzącym się z ludu, o czym świadczyły jego silne, spracowane ręce. Lewą podtrzymywał pochwę wiszącego u pasa bagnetu, prawą natomiast ściskał lufę długiego karabinu.
Twórcą tego pomnika, zwanego przez Niemców „Eiserner Wehrmann”, był berliński rzeźbiarz Wilhelm Gross, który znany był już wcześniej w Poznaniu, jako autor kontrowersyjnego pomnika Feldmarszałka Augusta von Gneisenau, który w październiku 1913 roku odsłonięty został na terenie Fortu Hake (dziś w pobliżu tego miejsca znajduje się pomnik Armii „Poznań”). O ile tamten był symboliczny, ten był rzeźbą naturalistyczną.
Żelazny Obrońca nie był przypadkową osobą odzianą w niemiecki mundur, ale obrazował postać bohatera ludowego. Posiadał cały zespół cech przypisywanych wówczas herosom o ludowym pochodzeniu. Na początku XX wieku „Obrońcami Ojczyzny” nie byli już bowiem wyidealizowani rycerze wierni zasadom i kodeksom honorowym, ale bohaterowie ludowi – prości, waleczni żołnierze, których korzenie wyrastały z dziewiętnastowiecznej ideologii volkizmu. Niemiecki żołnierz nie musiał być finezyjny, ceniono go za solidność, prostolinijność, szczerość i prawość. Taki stereotyp tworzyli sami Niemcy, bo tacy się sobie podobali i tak przedstawiali swoich bohaterów. Wzorcowy landwehrzysa był człowiekiem bogobojnym, na jego niskim cokole wyryto napis –
Mit Gott für König und Vaterland
(Z Bogiem za Króla i Ojczyznę)
Hasło to nawiązywało do słynnego stwierdzenia żelaznego kanclerza Otto von Bismarcka, który powiedział –
Wir Deutsche fürchten Gott, sonst nicht’s auf der Welt
(My, Niemcy boimy się tylko Boga i poza nim niczego na świecie)
Gwoździe złote, srebrne i żelazne
Wróćmy do uroczystości odsłonięcia pomnika, a właściwie do wbijania gwoździ. Pierwszy gwóźdź – złoty” – wbity przez nadprezydenta Prowincji Poznańskiej był podarunkiem od samego cesarza Wilhelma II, który wysłał do zgromadzonych osobisty list. Okolicznościowy telegram nadesłał także naczelny dowódca frontu wschodniego – feldmarszałek Paula von Hindenburga oraz szef sztabu generał Erich von Ludendorff. Odczytane one zostały przez generał-majora von Schimmelpfenning, który w imieniu swoich dowódców wbił kolejne złote gwoździe.
Potem odczytywano kolejne listy, depesze i telegramy, a w rzeźbę Obrońcy Ojczyzny wbijane były kolejne gwoździe fundowane przez urzędy, instytucje, korporacje, związki, organizacje, przedsiębiorstwa, a nawet osoby prywatne. Nie było jednak tak, żeby każdy mógł przyjść pod pomnik z własnym gwoździem i młotkiem, by wbić go w drewnianą figurę. Gwoździe kupowano na specjalnym stoisku, srebrny kosztował 5 marek, mosiężny 2 marki, a żelazny 1 markę, a specjalną zniżkę – do 50 fenigów – stosowano dla dzieci oraz żołnierzy w stopniu niższym niż sierżant.
Odsłonięcie pomnika Żelaznego Obrońcy było pretekstem do zorganizowania publicznej kwesty na cele toczonej wojny, a sprzedaż gwoździ była atrakcyjną formułą zbierania funduszy. W sumie podczas imprezy inauguracyjnej, która zakończyła się nieco przed godziną 21.00, sprzedano 350 gwoździ uzyskując za nie kwotę 4.500 marek. Nazwy oraz nazwiska wszystkich darczyńców znalazły się w okolicznościowej księdze pamiątkowej i drukowane były w lokalnej prasie.
Plany organizatorów akcji nie ograniczały się do inauguracji pomnika. Ich zamiarem było doprowadzenie do pokrycia gwoźdźmi całej postaci żołnierza – jego munduru, czapki, butów, postumentu oraz ściany za nim, tak by wolne pozostały tylko ręce i twarz. Wraz z każdym, kolejnym wbijanym gwoździem, drewniany landwerzysta, przekształcał się w żelaznego obrońcę. Żeby zaś metamorfoza była kompletna, przygotowane zostały specjalne gwoździe – jedne z dużymi, kwadratowym łebkami; drugie z maleńkimi, okrągłymi główkami, – dzięki ich użyciu postać miała zostać dokładnie pokryta stalową powłoką.
Wędrujący żołnierz
Po dwóch tygodniach uznano najwyraźniej, że pomnik żelaznego żołnierza powinien stanąć w bardziej eksponowany i prestiżowym miejscu niż ogród zoologiczny, gdzie więcej ludzi będzie mogło wesprzeć ideę pomocy weteranom wojennym. Już 14 sierpnia 1915 roku figura Żelaznego Obrońcy przeniesiona została na plac Wolności (Wilhelmplatz), gdzie ustawiono ją na schodach prowadzących do Arkadii.
Tam właśnie ten skromny pomnik zyskał szczególne otoczenie, które znamy z kilku zachowanych pocztówek. Znana poznańska firma projektowo-budowlana Boehmer und Preul postawiła bowiem obok niego niewielki domek, przykryty czerwonym dachem, który chronił przed słońcem i deszczem wykwintne damy, należące do służby honorowej. Panie te w dni powszednie pomiędzy godziną 16.00 a 20.00 oraz w niedziele pomiędzy 11.00 a 13.00 oraz 16.00 a 20.00 prowadziły kwesty na rzecz inwalidów wojennych oraz sprzedawały gwoździe wbijane w figurę Żelaznego Obrońcy. Zmiana lokalizacji sprawiła, że nikt nie mógł się już wykpić brakiem gotówki, bo można było zapłacić czekiem w pobliskim Ostbanku, który przyjmował wpłaty na rzecz „Eiserner Wehrmann”.
Rangi i znaczenia temu „monumentowi” dodało oficjalne spotkanie, jakie odbyło się przed nim w dniu 20 sierpnia 1915 roku. Nadburmistrz Poznania Ernst Wilms, podjął wówczas nadburmistrzów z Poznania, Bydgoszczy, Piły, Inowrocławia i Gniezna, którzy rozmawiali o sytuacji ich miast w kontekście trwającej Wielkiej Wojny. Oczywiście każdy z nich nabył gwoździe, które zaraz zostały wbite w korpus żelaznego landwerzysty.
Kwesta na rzecz inwalidów wojennych, której symbolem był żelazny landwerzysta trwała przez wiele miesięcy. Jeszcze w czerwcu 1916 roku zarząd prowadzącego ją niemieckiego Czerwonego Krzyża, napisał w swoim raporcie, że w żelaznego landwerzystę można wbić jeszcze około 4000 gwoździ, a fakt że po wielu miesiącach zbierania funduszy nadal jest w nim tak wiele pustych miejsc, nie świadczy najlepiej o hojności i patriotyzmie niemieckich mieszkańców Poznania.
Jak żołnierz padł…
Nie wiemy jak poległ Żelazny Obrońca z poznańskiego placu Wolności. Planowano, że po zakończeniu zwycięskiej wojny, jego figura trafi do tworzonego w Poznaniu muzeum feldmarszałka Paula von Hindenburga.
Wojna została jednak przegrana, Poznań powrócił do Polski, a muzeum Hindenburga w naszym mieście nie powstało. Co stało się z Żelzanym Obrońcą nie wiadomo, ale skoro nie pojawił się od ponad stu lat, to można zaliczyć go do poznańskich pomników upadłych.
Paweł Cieliczko
Bibliografia:
Waldemar Karolczak, Spacerkiem po Plajcie, KMP 4/2014, s. 48 i 52.
George L. Mosse, Kryzys ideologii niemieckiej. Rodowód intelektualny III Rzeszy, Warszawa 1972.
Jakub Skutecki, Historia drewnianej figury żelaznego obrońcy, KMP 2/2001, s. 349-352.